Team SDB – USS Enterprise X – recenzja – 5*****

Big E. Nazwa jak ze Star Treka (choć inspiracja odwrotna). W świecie Flight Simulatora X najlepszy lotniskowiec, z którego korzystam! Jak Enterprise wykonany przez Team SDB sprawował się podczas lądowań Tomcatem? A jak kiedy przyleciałem Herkulesem? No i jak skończyła się wizyta Tu-95 i B-52…

USS Enterprise

Za i przeciw

Zalety

  • doskonale wykonany model
  • ładne tekstury
  • animacje załogi
  • dopasowanie działań załogi do sytuacji na pokładzie
  • kilka wariantów lotniskowca (pusty, zatłoczony, wczesny, późny)
  • oświetlenie nocne

Wady

Co można by poprawić

  • procedurę instalacji i konfiguracji
  • wolałbym inny niszczyciel… wiem – marudzę

USS Enterprise

To była jednostronna bitwa. Żeglujący pod Brytyjską banderą okręt nie wydawał się groźny kiedy admirał Rous na Tripoli zbliżał się do niego, żeby zapytać o ewentualne amerykańskie statki w okolicy. Na nie polował. Jak bardzo musiał być zdziwiony kiedy w zobaczył zmianę bandery na amerykańską i usłyszał salwę z muszkietów. Odpowiedź Berberów okazała się niecelna – salwa burtowa wystrzelona chaotycznie i w pośpiechu nie wyrządziła szkód na Enterprise, którego armaty były już gotowe. Choć formalnie potężniejsza – czternastodziałowa polacra korsarzy zdecydowała się na odwrót. Amerykański dwunastodziałowy szkuner ruszył w pościg. Nie mogąc uciec i po pierwszym starciu przekonany o wyższości broni Amerykanów Rous zdecydował się na abordaż wykorzystując swój ostatni atut – większą załogę. To jednak wymaga podejścia do wrogiego okrętu burta w burtę, a amerykańskie działa i muszkiety piechoty morskiej nie przestawały strzelać. Dowódca uszkodzonego Tripoli przerwał atak i kazał zdjąć banderę w symbolicznym geście kapitulacji. Kiedy Amerykanie się zbliżyli – bandera ponownie załopotała. Po potyczce – drugi raz ją zdjęto i znów – wywieszono, kiedy wydawało się, że istnieje szansa na zadanie przeciwnikowi ciosu. Wymiana ognia ostudziła zapał Berberów – z ciężkimi uszkodzeniami ściągnęli banderę trzeci raz. Tym razem kapitan Sterett nie uwierzył – USS Enterprise strzalał w polacrę celując w kadłub na poziomie wody dopóki Rous nie wyrzucił swojej bandery do morza w akcie ostatecznej kapitulacji. To nie podniosło zaufania – negocjacje nad wejściem na pokład poddanego okrętu trwały długo zanim Amerykanie zdecydowali się wysłać łódź. To co zobaczyli na pokładzie Tripoli przeszło ich najśmielsze oczekiwania – kadłub miał 18 dziur, przez które wdzierała się woda, wśród osiemdziesięcioosobowej załogi 20 marynarzy było zabitych, a 30 rannych. Ranny był dowodzący Tripoli berberyjski admirał, zabity został lekarz pokładowy. Widok był tym bardziej szokujący, że na amerykańskim okręcie nikt nie został nawet draśnięty. Po opatrzeniu rannych i usunięciu zagrażających pływalności uszkodzeń Amerykanie wyrzucili do morza wszystkie działa i zniszczyli maszty, a jako banderę wywiesili fragment potarganego żagla. W takim stanie załodze pozwolono na powrót do Trypolisu. Stan okrętu wywołał w porcie takie wrażenie, że Admirała Raisa Mohameta Rousa spotkała upokarzająca kara. Amerykanie jeszcze kilka lat spędzili na Morzu Śródziemnym chroniąc swoje statki handlowe przed piratami. Dziś wspomnienie wojen berberyjskich jest jednym z motywów hymnu amerykańskiej Piechoty Morskiej.

210 lat później piraci zajęli amerykański jacht SY Quest. Na miejsce zdarzenia wysłano lotniskowiec USS Enterprise i towarzyszące mu okręty, w tym niszczyciel USS Sterett (nazwany na cześć kapitana dawnego USS Enterprise), dzięki czemu udało się pojmać piratów – niestety za późno dla załogi jachtu. W ciągu całej operacji na wodach Oceanu Indyjskiego pojmano 75 piratów. W drodze do portu macierzystego grupa USS Enterprise pojawiła się u brzegów Libii prowadząc ostrzał rakietowy wojsk Muammara Kaddafiego. Historia lubi się powtarzać?

Mam nadzieję, że pierwszy lub drugi opis Was zaciekawił i może skłoni do dalszej lektury na temat wojen berberyjskich lub operacji antypirackich. Nie będę tu przytaczał informacji o długości pokładu czy wyporności lotniskowca Enterprise – ufam, że każdy potrafi otworzyć link do Wikipedii.

Polecam również:

Team SDB – USS Enterprise X

Jeśli ktoś się jeszcze nie zorientował oglądając screeny – Team SDB wykonało lotniskowiec, a nie 12-działowy szkuner.

USS Enterprise w FSX

W tym dodatku otrzymałem dwa lotniskowce USS Enterprise – z wczesnych lat 80. i z późnych lat 80. Oba okręty dostępne są w dwóch wersjach – z zatłoczonym pokładem i z pustym (niemal pustym – ludzie zostali) pokładem. Dodatkowo produkt zawiera model helikoptera ratowniczego Sea King, który lata niedaleko lotniskowca zapewniając ratownicze zabezpieczenie operacji lotniczych oraz niszczyciel typu Adams eskortujący potężny lotniskowiec.

Po instalacji otrzymamy dwie scenerie, a w każdej z nich mamy po kilka tras pokonywanych przez lotniskowce. Wczoraj pisałem o multilokacyjnym Kitty Hawku Aerosotfu. Tu jest tak samo, więc można się cieszyć lotniskowcem u wybrzeży Ameryki, na Hawajach, Bliskim i Dalekim Wschodzie, na Morzu Norweskim i Śródziemnym. W sumie jest 17 tras, po których pływają USS Enterprise w jednej lub drugiej wersji. Okręty dodane w tej scenerii to (z jednym wyjątkiem) te z pełnym pokładem (wczesne lub późne). Wyjątek stanowi lotniskowiec na Yanee Station – ten ma pusty pokład i tego właśnie użyłem do lotów C-130.

Dodatkowy instalator pozwala dodać zapisane loty dla każdej lokalizacji. Po załadowaniu – znajdujemy się w F-18 (domyślny w Acceleration) 10 mil za lotniskowcem.

Użytkownikom AI Carriers USS Enterprise zainstaluje się sam w tym programie. Bardzo wygodne – zdziwiłem się jak zobaczyłem, że nic nie muszę robić. Po instalacji mamy w AI Carriers do wyboru wszystkie cztery opcje.

Instalacja

Jak w starszych sceneriach – uruchamiamy instalator, wskazujemy ręcznie ścieżkę FSXa i klikamy dalej, dalej, zakończ. Jeśli chcemy mieć zapisane loty – uruchamiamy drugi instalator, który w między czasie wpadł do FSX/Addon Scenery. Tam też znajdziemy instrukcję. Obie scenerie (również w Addon Scenery) trzeba ręcznie dodać do biblioteki.

Napisałem, że instalator „można by poprawić”. To w sumie nie jest wada, ale trochę czynności się nawarstwiło – najpierw nie umie sobie znaleźć FSXa, potem trzeba instalować zapisane loty, potem dodać scenerie, a dodatkowo – robi mi śmietnik z i tak już zatłoczonego folderu Addon Scenery. Wolałbym jakiś dedykowany folder dla wszystkich elementów tego dodatku. Ale też – na dłuższą metę to nie przeszkadza.

Wymagania!

USS Enterprise wymaga FSX Acceleration i na takim był testowany. Formalnie dodatek nie wspiera trybu DX 10 – wszystkie screeny, które widzisz są wykonane w tym trybie z DX10 fixerem konfigurowanym przed instalacją USS Enterprise. Nie zauważyłem żadnych błędów czy problemów.

Dokumentacja

Jeśli w jakiś sposób mogę narzekać na instalację to akurat instrukcja jest świetnie zrobiona. Na 32 stronach opisano produkt, instalację, wszystkie opcje i dodatkowe możliwości. Tam gdzie opisano integrację z innymi dodatkami (np. RFN_CarrierGauge) – zrobiono to łopatologicznie i każdy powinien sobie poradzić z konfiguracją.

W instrukcji opisano też trasy lotniskowca, wraz z sugerowanymi lotniskami startu (dla operacji lotnisko-lotniskowiec) i instrukcją dolotu.

Osoby, które nie znają jeszcze lotniskowców w FSX znajdą również instrukcję obsługi.

Kołowanie po pokładzie

Wrażenia

Tomcat na USS Enterprise

Załadowałem jeden z zapisanych lotów, wylądowałem F-18 na pokładzie, a następnie przełączyłem samolot na F-14. Od pierwszej chwili widać różnice w porównaniu do moich poprzednich lotniskowców (mam już w FSX chyba z 8 czy 10) – model jest wyraźnie bardziej szczegółowy, a tekstury mają większą rozdzielczość. Zwracają uwagę drobiazgi – urządzenia hamujące to nie kreski na pokładzie tylko grube, trójwymiarowe stalowe liny zamocowane do bloków po obu stronach pasa do lądowań.

Kołowanie po tym lotniskowcu nie różni się jakoś szczególnie od kołowania po zatłoczonym Nimitzu lub Kitty Hawku – jest ciasno, a F-14 to wielki samolot. Nie pomaga wspomniane w pierwszej części recenzji ograniczenie skrętności przedniego podwozia, ale nie miałem problemów z żadnym manewrem i nie musiałem się posiłkować trybem slew. Oczywiście trzeba pamiętać, że po pokładzie poruszamy się samolotem ze skrzydłami w pozycji maksymalnie odsuniętej do tyłu (bardziej niż w locie – skrzydła zachodzą na stateczniki). Powyżej widać takiego „kompaktowego” F-14.

Gotów do startu – zwróć uwagę na marynarza na pokładzie

To chyba zrobili z helikoptera albo ktoś miał bardzo długi drążek do trzymania kamerki

Klapy – pełne, dopalacz – jest, maksymalny ciąg – jest, drążek do siebie – jest… można odpalać

 

Przy starcie zwracają uwagę animacje. Po zakołowaniu do katapulty, opuszczeniu zaczepu i podpięciu samolotu (Shift+I) pojawiają się marynarze odpowiedzialni za start. Niektórzy siedzą za osłoną – popatrz na tych dwóch ubranych na zielono na dolnym zdjęciu, to ludzie odpowiedzialni za katapultę (kolor ubrania wskazuje funkcję). Na żółto ubrany jest oficer prowadzący start. Kolor żółty – oficerowie odpowiedzialni za ruchy samolotów na pokładzie.

Również tutaj rzucają się w oczy szczegóły – ta osłona jest ładnie wymodelowana. Także klapa przeciwpodmuchowa, która podnosi się za samolotem jest wyraźnie lepsza niż na Kitty Hawku.

Launch

W górę

 

W widoku zewnętrznym widać, że nad katapultą pojawia się smuga pary. Do dziś na lotniskowcach używa się parowych katapult! To technika z lat dwudziestych, ale póki co nikt nie wymyślił lepszej, choć prace trwają – nowe lotniskowce mają otrzymać katapulty elektromagnetyczne (elektromagnetyczne będzie napędzanie zaczepu – nikt nie chce przesuwać elektromagnesem całego samolotu).

Krąg wokół lotniskowca mam już opanowany na Nimitzu, choć dopiero na Enterprise uczyłem się używać automatycznej przepustnicy w F-14. Sprytne urządzenie – utrzymuje cały czas obroty odpowiednie do wskazań wskaźnika kąta natarcia. Krąg powinienem wykonywać ze wskazaniem „on speed”. Działa nieźle, ale należy trzymać reżim dopuszczalnych przechyleń i przeciążeń.

Wracając jednak do lotniskowca – lądowania Tomcatami przebiegały w większości bez problemów. W osi pasa, 600-700 stóp na sekundę prędkości pionowej. 2 lub 3 lina, choć zdarzała się też pierwsza. Tu wychodzą jednak przyzwyczajenia z innych samolotów – odruch do wyrównania jest niesamowicie silny i trzeba go za każdym razem przełamać upominając się przez całe podejście, że F-14 ma walnąć w pokład, a nie elegancko wylądować. Prędkość pionowa powinna być w zakresie 700-780 stóp na minutę.

Idealnie w osi

Raport LSO

 

Nie zawsze jest różowo. Raport LSO wyświetla się w zielonym pasku i widać, że można było wylądować lepiej. Pierwsza lina i 610 stóp na minutę pokazują, że to było niskie podejście i nawet przy zmniejszonej prędkości pionowej lądowałem na rufie lotniskowca. Ale to ma swoje zalety (dla mojego samopoczucia przynajmniej) – zatrzymałem się mając kawał pasa przed sobą. „Trap” na czwartej linie oznacza, że samolot staje tuż przed końcem pasa. Ciekawe uczucie kiedy Tomcat zwalnia, a przed Tobą rysuje się 25 metrowa przepaść.

W towarzystwie Tu-95

Eskorta

Nad pokładem

Przechwycenie Tupolewa

TacPack i generowany w nim tankowiec umożliwił inscenizację przechwycenia podobnego do opisanych niedawno. Na ostatnim zdjęciu widać zespół USS Enterprise wraz z niszczycielem typu Adams i helikopterem, który trzyma się nieco z tyłu. W tej sytuacji czułbym się pewniej gdybym widział obok lotniskowca krążownik rakietowy typu Ticonderoga. Ale to tylko moje narzekanie – nigdy nie uważałem Adamsów za szczególnie ładne okręty – a tyle ładnych Amerykanie mieli.

Skoro już czytałem o lotniskowcach i B-52 to nie mogłem sobie odmówić też takiego przelotu jak na jednym ze zdjęć. Niestety B-52 Captain Sim trochę zawiódł – przy dużej prędkości powinien mieć wyraźnie pochylony w dół kadłub w locie na stałej wysokości – jak na realnych zdjęciach, a nie minimalnie pochylony w górę jak na screenach.

Drugi pilot akurat wyszedł, więc można mieć trochę „funu” jak nikt nie patrzy

Jak rozwalimy tego B-52 to żaden helikopter nie pomoże

 

To był trudny przelot i wymagał ogromnego zaufania do radiowysokościomierza.

C-130 na lotniskowcu? Proszę bardzo

Lotniskowiec daje ogromne możliwości, ale jest też koszmarem logistycznym przy dłuższych operacjach. No wyobraźcie sobie to – 4600 ludzi, liczba samolotów porównywalna z lotnictwem kilkunastomilionowego kraju, uzbrojenie i części zamienne zużywające się w czasie konfliktu błyskawicznie i 2-3 tygodnie rejsu do portu. Powstał więc pomysł, żeby lotniskowce zaopatrywać drogą lotniczą – C-130 wydawał się w sam raz do tej roli. Herkules jest zwrotny, dobrze radzi sobie na krótkich lądowiskach. Ma wytrzymałe podwozie, które znosi twarde lądowania. I wymiary takie, że na lotniskowcu powinien się zmieścić.

Jak wymyślono tak zrobiono – USS Forrestal wyprawiono w morze, a na brzegu odpicowano KC-130F, którego pożyczyli Marines (zmiany były drobne – osłona przedniego podwozia została przerobiona, dopracowano system antypoślizgowy, zdjęte zbiorniki) i załadowano do 85000 funtów (38 ton). Początkowo załoga samolotu wykonała kilka touch-and-go, a po upewnieniu się, że wszystko przebiega sprawnie – pełne lądowanie. Samolot zatrzymał się na dystansie osiemdziesięciu kilku metrów bez żadnej pomocy lin hamujących. Koniecznie zobacz ten film. Bez problemu również wystartowano i ponownie wylądowano. Później masę Herkulesa zwiększono do 121 tysięcy funtów (55 ton). Niezależnie od masy – lądowania i starty kończyły się sukcesem.

Projekt zarzucono ze względu na problemy jakie sprawiało przyjmowanie C-130 na pokładzie – wszystkie samolotu trzeba było schować w hangarach, pojazdy ukryto za wieżą. Choć testy zakończyły się powodzeniem, uznano, że w warunkach bojowych takie działania na lotniskowcu nie będą możliwe. Samolotem zaopatrzeniowym został znacznie mniejszy C-2 i jego rola ogranicza się do lotów z drobnymi ładunkami i pasażerami.

Z wiatrem

Prosta (C-130 ląduje z prostej, a nie na pasie do lądowania)

 

Nie mogłem sobie odmówić przyjemności lądowania C-130 na tym lotniskowcu. Miałem już trochę doświadczenia – latałem Herkulesem na Nimitza i lądowałem na bardzo małych lotniskach (co było dużo trudniejsze). Podejście do okrętu jest bardzo nienaturalne – jeśli lotnisko płynie z prędkością 20-25 węzłów, jest słaby wiatr od dziobu, a Herkules na pełnych klapach podchodzi z prędkością około 100 węzłów – wrażenie jest jak przy lądowaniu Cessną 172. Mimo to – lepiej nie zapominać się – dalej sterujemy samolotem, który waży dziesiątki ton. Tu też trzeba porzucić przyzwyczajenia – mam jakieś wyobrażenia gdzie powinien znajdować się punkt przyziemienia kiedy podchodzę Herkulesem. Ale jeśli punkt przyziemienia mi ucieka to wszystkie wyobrażenia biorą w łeb.

Powtórzyłem rzeczywiste testy dokładnie – najpierw konwojer, a potem lądowania i starty z rosnącym obciążeniem. Niezależnie od masy – nie było problemów, a przy 38 tonach start był zaskakująco szybki. Trochę kłopotu sprawiali marynarze na pokładzie – ustawieni jak do normalnych startów, a nie do przyjęcia C-130. Pod tym względem dysponujący całkiem pustym pokładem Nimitz był wygodniejszy.

Cofam do startu

I w górę

Noc

Noc na lotniskowcu

Dla przypomnienia sobie jak lądować na lotniskowcu nocą wyciągnąłem z hangaru T-45 Dino Catteneo. Znów – start, krąg i lądowanie. Powtórzone 3 razy. Moim zdaniem T-45 ma nadmiernie czułe stery, ale poza tym to bardzo ciekawy samolot i warto go pobrać (jest darmowy). Lądowałem w nocy i o świcie – z kolejnymi lądowaniami robiło się coraz jaśniej.

Call the ball

W lewo od osi, na ścieżce

Trap

 

Nie wiem z czego to wynika, ale w T-45 mam większe problemy z ustawieniem się w osi pasa niż w F-14. Pas mi zwykle ucieka w prawo i muszę lekko korygować kurs, żeby dogonić uciekający lotniskowiec. Z tym będziesz miał na pewno problemy jeśli dopiero zaczynasz przygodę z lotniskowcami – pas jest odchylony o około 10 stopni od osi okrętu, który płynie z prędkością 20 (25) węzłów, więc na podejściu celujemy równolegle do pasa – najpierw w wieżę, a potem czekamy aż okręt przesunie się do przodu i oś pasa sama znajdzie samolot. Jeśli wyprzedzenie jest zbyt małe – może uciec do przodu…

W hangarze nocą (włączono czerwone nocne oświetlenie – w dzień hangar oświetlony jest światłem białym)

Herkules na Big E

Podsumowanie – ocena 5*****

To porządny dodatek. Trudno mi się dopatrzyć błędów. To po prostu najlepszy lotniskowiec dostępny dla Flight Simulatora X. Tyle.

Big E

CVN 65

Cena do jakości – taka sobie

Dodatek kosztuje 28 i ćwierć dolara australijskiego. To cena wielu lotnisk ORBX. Biorąc pod uwagę bardzo ostrą konkurencję darmowego Nimitza te 80 złotych to sporo. Nie przeczę, że to są dobrze wydane pieniądze – jakość USS Enterprise jest wyższa od innych lotniskowców i to jest właściwa cena za taki okręt. Ale różnica w jakości chyba nie jest wystarczająca, żeby uzasadnić ten wydatek wobec darmowej alternatywy.

To dodatek dla miłośników lotnictwa morskiego. Jeśli operacje pokładowe są tym co naprawdę lubisz – te 80 złotych to nie jest wydatek, który powinien Cię powstrzymywać. Jeśli dopiero zaczynasz – polecam Nimitza, a jeśli się spodoba to wtedy Enterprise.

USS Enterprise for FSX Acceleration

 

Dodatki wykorzystane w tej recenzji:

 

USS Enterprise został udostępniony do recenzji przez Team SDB

0 komentarzy:

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.