Pierwsi na terytorium wroga – dwóch lotników w Japonii
Łatwy lot mógł okazać się śmiertelnie niebezpieczny, kiedy jeden z pilotów stwierdził, że nie ma paliwa na powrót do bazy. Osiem P-38 patrolowało niebo nad Japonią nadzorując przestrzeganie warunków kapitulacji. Od Okinawy i macierzystego lotniska dzieliło ich kilkaset kilometrów lotu nad oceanem. Zamiast ryzykować wodowanie, dwóch pilotów skorzystało z gościnności niedawno jeszcze wrogiej armii japońskiej.
Kapitulacja
Cesarz Hirohito przemówił do narodu łamiąc wszystkie obowiązujące zwyczaje, ale sytuacja była niezwykła – po niemal dekadzie wojen Japonia kapitulowała na wszystkich frontach. Kilka dni wcześniej Amerykanie zrzucili drugą bombę atomową, a Sowieci rozpoczęli ofensywę w Mandżurii. Potrzeba było jeszcze kilku dni negocjacji – wewnątrz rządu a później rozmów z wrogiem by ustalić warunki poddania się państwa, w którym poddanie było największą hańbą. 15 sierpnia cesarz ogłosił akceptację warunków deklaracji poczdamskiej. Japonia skapitulowała, ale walki trwały jeszcze kilka dni, które upłynęły nim informacja dotarła (i została zaakceptowana) do wszystkich oddziałów.
Jeszcze 18 sierpnia japońskie myśliwce atakowały amerykańskie samoloty, ale opór słabł widocznie i Amerykanie zaczęli rozważać lądowanie na głównych wyspach japońskich. Niektórzy, jak dowodzący na Pacyfiku generał MacArthur, byli do tego uprawnieni. Inni, szczególnie lotnicy z jednostek, które latały nad Japonią, rozważali lądowanie na japońskim lotnisku na własną rękę. Tych ostatnich powstrzymywała dyscyplina… i strach przed ewentualnym starciem z przepełnionymi chęcią zemsty Japończykami. Lotnicy byli też przekonani, że pasy startowe japońskich lotnisk mogą być zaminowane w obawie przed desantem. Nikogo nie pociągała wizja śmierć na minie, kilka dni po zakończeniu wojny.
W takich warunkach podpułkownik Clay Tice prowadził formację ośmiu Lightningów na patrol nad wyspami japońskimi. Amerykanie pilnowali przestrzegania zasad kapitulacji i byli gotowi zaatakować każdy japoński samolot w powietrzu i każdy okręt zauważony na morzu. Od ogłoszenia kapitulacji minęło raptem 10 dni. Negocjacje w sprawie wejścia sił okupacyjnych trwały już tydzień i lada dzień generał MacArthur miał wylądować w Tokio.
Nad Japonią
Spokojny lot, który mógł zakończyć się bez żadnych zakłóceń, przerwało zgłoszenie niskiego poziomu paliwa w P-38 Flight Officera Halla. Nowoprzybyły pilot, w swoim pierwszym locie bojowym, niewłaściwie korzystał z paliwa i zrzucił pełne zbiorniki zewnętrzne, używając jedynie paliwa, które miał w kadłubie. W konsekwencji tej pomyłki – nie miał żadnych szans na powrót na Okinawę.
Położenie Halla było tym gorsze, że okręt podwodny – zwykle oczekujący w połowie drogi na pilotów, którzy mieli problemy z samolotem – został już wycofany przez marynarkę wojenną. Jedynym wsparciem, na jakie pilot wodujący na Pacyfiku mógł liczyć, była latająca forteca jednostki poszukiwawczej, która mogła zrzucić łódź ratunkową. Te łodzie, choć w sprzyjających okolicznościach uratowały życie wielu lotnikom, nie gwarantowały przeżycia na morzu. Duże, z wysokimi burtami, zapewniały dobre warunki rozbitkom, którzy się na nie wdrapali, ale przez tą wielkość były często spychane wiatrem znacznie szybciej niż pilot na nadmuchanym pontonie mógł je ścigać wiosłując małym wiosełkiem.
Wobec takiej perspektywy rysującej się przed niedoświadczonym podwładnym ppłk Tice zdecydował się na próbę brawurową, ale dającą większe szanse powodzenia – postanowił wylądować w Japonii i przewieźć Halla w swoim samolocie. Przypadki wożenia zestrzelonych kolegów na kolanach pilota w jednoosobowych myśliwcach nie były rzadkie i Tice zapewne znał takie relacje (co ciekawe – jedna z nich dotyczy polskich lotników – Eugeniusz Horbaczewski przywiózł tak z lotu nad Europą jednego z pilotów swojej jednostki).
Lądowanie w Nittagaharze (pisownia mocno niepewna – ale taka pojawia się w amerykańskich dokumentach) poprzedziło kilka niskich przelotów, podczas których nie zaobserwowano obecności żołnierzy na lotnisku. Pierwszy do lądowania podszedł Tice, z resztą zespołu gotową do ostrzelania każdego żołnierza, który pojawił by się z wrogimi zamiarami. Po lądowaniu podpułkownik ustawił samolot na początku pasa startowego i z wciąż działającymi silnikami czekał na swojego podwładnego. Ten po lądowaniu ustawił się obok. Nadal nie wyłączając silników obaj czekali na reakcję Japończyków – tej nie było.
Tankowanie
Zaczęli rozważać możliwości. Nowym pomysłem na powrót do bazy było wykorzystanie jednego z zaparkowanych na ziemi myśliwców (pozbawiony paliwa P-38 miał zostać porzucony). Kawasaki Ki-61, które stały na lotnisku, wymagały jednak zewnętrznego rozrusznika.
Niepowodzeniem zakończyła się również próba zatankowania P-38 japońskim paliwem. Choć w międzyczasie pojawili się już żołnierze Japońscy, którzy po pokonaniu problemów językowych stali się bardzo pomocni, Amerykanie uznali ich paliwo za zupełnie niezdatne do napędzania Lightninga – było zmieszane z olejem.
Rozwiązaniem, które pozwalało sprowadzić obu pilotów i oba samoloty do bazy było zatankowanie dobrej jakości paliwa. To, w ilości wystarczającej, latało niedaleko – Latająca Forteca miała dość benzyny w zbiornikach, żeby część przetoczyć do jednego P-38. Na japońskiej ziemi znalazł się kolejny amerykański samolot. Japońscy żołnierze sprawnie (oczywiście po tym jak z pomocą kieszonkowego słowniczka wyjaśniono o co chodzi) zorganizowali ręczną pompę i przewody paliwowe. Usłużnie zajęli się również pompowaniem – pod nadzorem jednego z załogantów B-17.
Pozostali nie nudzili się – trzy obce samoloty stojące dłuższy czas na lotnisku stały się lokalną sensacją i coraz więcej miejscowych podchodziło poznać Amerykanów. Ci otworzyli awaryjne racje żywnościowe i podzielili się słodyczami. Kilku Japończyków przyniosło domowe ciasteczka. W dobrej atmosferze zatankowano P-38 Halla i kolejno wszystkie Amerykańskie samoloty odleciały na Okinawę.
Raport
Lądowanie na terytorium wroga wymagało wyjaśnienia. W oficjalnym raporcie za przyczynę uznano defekt mechaniczny – awarię zaworu, która doprowadziła do opróżnienia zbiorników paliwa. Mniej oficjalnie ppłk Tice wyjaśnia lądowanie błędem pilota – to, że Hall niewłaściwie ustawił zawory paliwa i zużył benzynę, którą miał w skrzydłach, a następnie odrzucił pełne zbiorniki zewnętrzne nie budziło jego wątpliwości. Samo zrzucenie tych zbiorników było błędem i zgodnie z rozkazami mogło mieć miejsce jedynie w razie wejścia do walki. Największe zbiorniki jakie można było zamocować pod Lightningiem groziły uszkodzeniem samolotu przy odrzucaniu i w normalnych warunkach pozbywano się ich realizując skomplikowaną procedurę lub godząc się na uszkodzenie jeśli trzeba było odrzucić zbiornik natychmiast. Samolot Halla nie nosił śladów takich uszkodzeń – było jasne, że zbiorniki zrzucone w czasie spokojnego lotu musiały być znacznie cięższe niż normalnie – czyli pełne.
Nieoficjalne wyjaśnienia i szczegółowy opis całej historii zostały opublikowane dużo później. W pierwszej chwili relację obu lotników potraktowano z przymrużeniem oka – jako wykręt dla odwiedzenia Japonii. Tak też jest wspominają to wydarzenie niektóre później publikowane książki.
W konfrontacji z pełnym wyjaśnieniem – trudno jednak przypuszczać, żeby było to coś innego niż faktyczna awaria. Gdyby to była realizacja wcześniej przygotowanego planu – można się spodziewać, że lądowali by doświadczeni (i zaufani) piloci, a nie żółtodziób, który dopiero od niedawna był w jednostce. Również cała akcja na ziemi, w szczególności ryzykowanie lądowania latającej fortecy, nie były by konieczne. Zapewne pomysłowi piloci znaleźli by jakąś „awarię”, która dało się usunąć samodzielnie.
Pięć dni później, z odpowiednią oprawą medialną, w Tokio wylądował generał MacArthur.
Pełną relację Claya Tice’a można przeczytać na tej stronie.
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!