Brunner – pedały i wolant force feedback – recenzja
Czy warto inwestować 3639 Euro w pedały i wolant? Nie pomyliłem się – trzy tysiące sześćset trzydzieści dziewięć. Euro. Bez przepustnicy.
Testy sprzętu
Miałem przyjemność wypróbować nowe egzemplarze wolantu i pedałów firmy Brunner – szwajcarskiego producenta kontrolerów do profesjonalnych symulatorów lotu. Sprzęt został udostępniony przez czytelnika, który (jestem tego pewien!) będzie zadowolonym użytkownikiem. Bardzo dziękuję za tę możliwość.
Testowałem dwa urządzenia:
- wolant CLS-E Yoke (starszą wersję) – €1.890
- pedały CLS-E Rudder – €1.749
CLS-E to starsza, mocniejsza wersją wolantu produkowanego przez Brunner (nadal dostępna). Gdyby sprzęt kupowany był dziś – pewnie padłoby na CLS-E NG. Różnice między nimi i przewagi obu produktów opiszę za chwilę. Oba urządzenia, podobnie jak pedały, wyposażono w aktywny system force feedback działający w oparciu o dane z symulatora i indywidualne profile samolotów.
Testy trwały kilka tygodni, które poprzedziła instalacja i konfiguracja. Te zajęły (co piszę z pewnym żalem) sporo czasu i przysporzył mi problemów. Ale kiedy problemy już rozwiązałem – przyjemność latania była nieporównywalna z urządzeniami, których używałem wcześniej.
CLS-E Yoke – wolant z force feedback
Urządzenie przemysłowe
Wolant firmy Brunner to urządzenie do bólu przemysłowe. Obudowa to matowy prostopadłościan z aluminium. W rogach zwracają uwagę otwory, o których trudno powiedzieć, czy służą do wentylacji, czy po prostu były trudne do wypełnienia w procesie gięcia blachy, więc konstruktor pozostawił je, wychodząc z założenia, że wolant zostanie zabudowany w kokpicie i że ich estetyka nie będzie miała znaczenia.
To wypada ustalić na początku – mam do czynienia ze sprzętem do zabudowy. Wolant jest ciężki (6,3 kg – dla porównania Saitek waży 2,1 kg), duży (40,5 x 23,5 x 10 cm – to wymiary samego pudła, przy wysuniętym wolancie dodajcie jeszcze mniej więcej drugie tyle na długość) i wymaga solidnego mocowania.
Siły – force feedback 100 niutonów / 5 niutonometrów
Mocowanie jest niezbędne ze względu na siły, z jakimi mam do czynienia. Dla pochylenia (ruch do przodu i do tyłu) siła force feedback osiąga 100 niutonów, czyli ok 10 kg. Dla obrotu moment obrotowy to 5 niutonometrów. I jeśli to Wam nic nie mówi, to może porównanie pokaże, jak silny jest ten wolant – maksymalny moment obrotowy skuterów z czterokonnymi silnikami 50 cm jest mniejszy (3,8 – 4,4 Nm – na przykładzie Vespy).
Zakres ruchu
Kontrolę nad samolotem daje nam zakres ruchu – 15 centymetrów między skrajnymi położeniami i 180 stopni obrotu (po 90 w każdą stronę). Saitek oferuje około 10 centymetrów i 90 stopni (po 45 w każdą stronę). To już na starcie daje urządzeniu Brunner przewagę większej rozdzielczości. Porównanie z produktami z wyższej niż Saitek półki, też wypada dobrze. Wolant Yoko (ponad 800 Euro, bez force feedback) ma podobny zakres ruchu do przodu i do tyłu, ale mniejszy o około 40 stopni kąt obrotu (po 70 stopni w każdą stronę).
Taki zakres ruchu i moc siłowników wymagają solidnego podparcia. Nie znajdziemy tu żadnego uchwytu w kształcie imadła, który mógłby złapać stół. CLS-E ma cztery otwory montażowe – wolant trzeba po prostu przykręcić do panelu. O tym jak z tego problemu wybrnąłem podczas testów (nie mając panelu) opowiem nieco później.
Przyciski
CLS-E ma 6 przycisków oraz dwa przełączniki kołyskowe, chwilowe – idealnie pasujące np. do trymerów. Przyciski symetrycznie podzielono między obie ręce. W dotyku czerwone guziki przypominają przyciski Thrustmastera Warthoga – solidny, sztywny i gruby plastik daje wrażenie trwałości, a sprężyna podpierająca i długi skok mogą budować poczucie precyzji. Albo nie.
Kwestią zupełnie indywidualną jest wyczucie tych przycisków. W TM Warthogu przyciski mają długi skok, na końcu którego naciskamy właściwy przycisk, który zwiera obwód i wysyła sygnał. Ten wewnętrzny przycisk jest wyczuwalny – w efekcie mamy informację zwrotną – „wcisnąłeś przycisk wystarczająco mocno”. Tego w CLS-E nie dostajemy – wciskamy do końca i działa, ale informacji zwrotnej innej niż opór w krańcowym położeniu nie będzie. Lubię dodatkową informację zwrotną, ale to jest oczywiście niuans użytkowy. Ocena tych przycisków nie może być inna niż wysoka – porównania z urządzeniami konsumenckimi ze średniej półki (np. z moim poprzednim X52 Pro) tu nie ma – te przyciski są znacznie lepsze.
Ergonomia i estetyka
Wolant, jak większość podobnych produktów na rynku, ma wymiary zbliżone do wolantów używanych w rzeczywistości. I tak jak te rzeczywiste, produkty do symulatorów dzielą się na bardziej i mniej wygodne. To, że przy cenie 1890 Euro muszę napisać, że ten należy do mniej wygodnych jest bolesnym rozczarowaniem. Nie jest źle. Po prostu nie jest dobrze. A w szczególności – nie jest dobrze za 1890 Euro.
Problem z wolantem leży w jego „ergonomicznej” konstrukcji. Zamiast topornej kierownicy znanej z niektórych cessn, mam w ręku urządzenie dopasowane do dłoni, z podpórką pod kciuk i wgłębieniami pod palce. Niestety – kształt nie pasuje do mojej dłoni – sporej, ale bez przesady. Właściciel (lub właścicielka) małej dłoni też nie będzie w idealnej sytuacji.
Nie do końca wiem co kierowało projektantem. Nie umiem na tym wolancie ułożyć wygodnie dłoni, tak by mieć dostęp do przycisków. Widzę dwie możliwości – (1) z palcem wskazującym na przycisku z przodu wolantu albo (2) z tym samym palcem leżącym poniżej – w miejscu, które daje wygodne podparcie. W opcji pierwszej palec środkowy ląduje tam, gdzie w wersji drugiej był palec wskazujący.
A teraz mankamenty. Dla opcji nr 1 palec wskazujący spoczywa cały czas na przycisku – pozycja niezbyt dobra, biorąc pod uwagę mały opór guzika. Więc odkładam palec obok – akurat na metalową krawędź. Niewygodnie.
W opcji numer dwa mój palec wskazujący nie zawsze sięga do przycisku. To kwestia ułożenia ręki – jeśli wolant znajduje się, jak w samolocie, dość nisko – nie uniosę wystarczająco palca – muszę zmienić ułożenie całej dłoni.
W obu pozycjach kciuk spada z podpórki, która jest za mała i zbyt pochylona by dawać oparcie. W obu pozycjach mam też problemy z używaniem trymera, który jest cofnięty i znajduje się tuż obok miejsca gdzie kciuk łączy się z palcem wskazującym. Użycie kciuka wymaga tu albo manewrów całą dłonią, albo gimnastyki.
Piszę to z perspektywy użytkownika TM Warthog – joysticka, w którym wszystko leży mi pod palcami, więc sytuacja inna budzi we mnie zdziwienie. Wiem, że Warthog jest wzorowany na realnych drążkach samolotów wojskowych – jestem przekonany, że proces ergonomicznego projektowania doprowadzono w nich do perfekcji. W przypadku wolantu CLS-E – obawiam się, że wzorem były wolanty mniej wygodne w obsłudze.
Estetyką wykonania – czarnym, matowym, chropowatym plastikiem i widocznymi śrubami (błyszcząca stal) wolant nawiązuje do sprzętu popularnego w latach siedemdziesiątych. Ale już przyciski nawiązują raczej do samolotów produkowanych w XXI wieku. Efekt to stylistyka odrestaurowanego fiata 125p, w którym zabudowano radio z odtwarzaczem CD. Odważne.
CLS-E NG Yoke – tańsza, nowsza opcja
O ile opisaną wyżej CLS-E Brunner opisuje jako „Twój wybór dla certyfikowanych symulatorów PTTS i FNPTS aż do poziomu I” to CLS-E NG ma być „punktem wejścia w świat realistycznej symulacji lotu”.
Czym różni się wersja NG?
- zaprojektowana jako urządzenie na widoku – ma ładną, czarną obudowę
- usunięto trzy przyciski i jeden trymer, dodano w ich miejsce grzybek HAT
- siła dla ruchu przód/tył zmniejszona ze 100 do 40 niutonów
- moment obrotowy zmniejszony z 5 do 1,7 niutonometra
- zakres ruchu przód/tył zmniejszono z 15cm do 9 cm
- obrót – bez zmian
- uchwyty montażowe – bez zmian
Wersja NG zyskała wizualnie – to sprzęt, który możemy postawić gdzieś na widoku, więc zadowoleni będą już nie tylko właściciele mocno zabudowanych kokpitów, ale również miłośnicy symulatorów, którzy budują panel na biurku. To też wersja dużo tańsza – 1199 Euro niecałe 400 Euro drożej od pozbawionej force feedback Yoko the Yoke (821 Euro). W porównaniu z nią ma jednak krótszy ruch przód tył.
Zmiana guzików i trymera na grzybek HAT przyda się szczególnie tym, którzy nie dysponują wieloekranowym systemem zobrazowania. Droższa CLS-E nie pozwala nam się rozglądać. Rozumiem, że nie jest to potrzebne w najdroższych rozwiązaniach z ekranem 180 albo nawet 210 stopni, ale w domowych czy okołodomowych kokpitach możliwość skierowania kamery w bok się przydaje. CLS-E wymaga użycia TrackIr. CLS-E NG pozwala rozglądać się przyciskami.
CLS-E Rudder – pedały z force feedback
Nie dajcie się zwieść estetyce przypominającej wolant NG – te pedały są charakteryzowane jako „Twój wybór dla certyfikowanych symulatorów PTTS i FNPTS aż do poziomu I”. O ile wcześniej miałem różne wątpliwości w przypadku wolantu – w pedałach jestem absolutnie zakochany. Hmmm. Może powinienem to ująć jakoś inaczej, tym bardziej, że MS Word się właśnie zafrasował, podkreślił wężykiem i podpowiada, że mógłbym użyć innego słowa niż „pedały”…
Kształtem nawiązują do F-16. Wykonane w całości w metalu pozwolą wykorzystać force feedback, który tu ma siłę 200 niutonów (20 kg). To mniej niż maksymalne wartości w samolocie, ale wystarczająco dużo, żebym zapierając się przesuwał fotel po podłodze (a mam fotel bez kółek, więc opór jest spory).
Zakres ruchu to 15 centymetrów. O połowę więcej niż MFG crosswind. Nie znalazłem danych dla innych produktów na rynku, ale video prezentujące sprzęt Saiteka i Thrustmastera (w tym TPR) sugerują, że żaden sprzęt na rynku nie ma takiego zakresu ruchu.
Pedały są regulowane – możemy ustawić ich pochylenie odpowiednio do preferencji. Ja zostawiłem niemal pionowe – łatwiej wciskać hamulce w tej pozycji.
Jak wszystkie sprzęty z force feedback, pedały wymagają montażu. System jest identyczny z CLS Yoke – cztery otwory montażowe w skrzydełkach wystających z podstawy. I tutaj trąci to przygotowaniem pod montaż w kompletnym kokpicie. Ale i pod biurkiem daje się je zamontować. O czym niżej.
Wrażenia, czyli jak się z tym lata
Świetnie! Genialnie! Super!
Mogę się czepiać estetyki i ergonomii wolantu, mogę (o tym za chwilę) narzekać na konfigurację i dokumentację, ale to, jak ten sprzęt działa, nie daje się porównać z niczym poza profesjonalnymi symulatorami, w których zastosowano sprzęt z doskonale wykonanym force feedback. Bo o to się tu rozchodzi. Nie tylko sam sprzęt jest precyzyjny, ale to jak jest zaprogramowany.
Zabawę pedałami i wolantem Brunner zaczynamy od instalacji oprogramowania, a w tym pobieramy profile dla samolotów, którymi chcemy latać. Ja pobrałem dla Cessny 172 A2A, TBM 900 Hot Start (dla X-Plane) i dla 737 PMDG. Jeśli brakuje jakiegoś profilu – wybieramy najbliższy wielkością i charakterystykami. Z profilem dla 737 w 747 będzie dobrze. Ten z C172 sprawdzi się również w C182.
Pierwsze zdziwienie pojawia się przy sprawdzeniu, czy stery w samolocie są wolne. Wciskam (jak zwykle) pedały i… jest opór. Sterowanie kołem przednim w cessnach odbywa się przez sprężyny, więc kiedy naciskamy pedał, a koło jest zatrzymane (i nie obraca się) sprężyna będzie napięta. Kiedy ruszymy skręcanie będzie łatwiejsze. Oprogramowanie kontrolerów na bieżąco odbiera parametry lotu (w tym wypadku kołowania) z symulatora i reguluje siły występujące na wolancie i pedałach.
Kolejna różnica, która rzuci się od razu w oczy – wolant jest ułożony w pozycji „całkiem z przodu”. Ciężar steru wysokości w cessnie 172 układa ten ster w dół. Mając tradycyjny joystick lub wolant z jakimś środkiem wymuszonym sprężynami tego nie widzimy – w naszej C172 w P3D lub w X-Plane ster wysokości domyślnie jest w pozycji neutralnej. Tu jest inaczej. Ale kiedy zaczniemy się rozpędzać na pasie – siły aerodynamiczne podniosą go do pozycji, którą wymusi trymer.
Trymowanie samolotu jest kolejnym nowym doświadczeniem w symulatorze. Ok – dla mnie nie całkiem nowym – miałem przyjemność latać w symulatorze full-cockpit, w którym trymer działał jak trzeba. Tutaj używamy trymera kiedy na wolancie pojawi się siła. Trymuję do momentu, kiedy jestem w stanie trzymać wolant lekko, delikatnie korygując tor lotu. Złe wytrymowanie samolotu będzie miało negatywne skutki – trzeba się będzie siłować z wolantem
Jeszcze prędkość. Sterowanie cessną 172 wygląda zupełnie inaczej na podejściu, przy 70 węzłach i w zniżaniu z dużej wysokości, kiedy cessnę rozpędzam do 125 węzłów. Im szybciej samolot leci, tym trudniej poruszać sterami. Koniec z gwałtownymi ruchami przy wysokich prędkościach – teraz trzeba pokonać opór urządzenia.
Profil z Cessny nie nadaje się oczywiście do TBMa – przy wyższych prędkościach obciążenia byłyby nie do zniesienia. Zmiana profilu pozwala cieszyć się samolotem i odpowiednią (na ile mogę ocenić) charakterystyką sterów. Podobnie wygląda przejście na odrzutowce pasażerskie – zmieniam profil i jest inaczej. Urządzenie zdaje się wiedzieć (pewnie to jest zaprogramowane), że tutaj mam instalację hydrauliczną.
Wysoka precyzja
Na precyzję składają się trzy czynniki:
- dokładność i rozdzielczość potencjometrów
- zakres ruchów
- force feedback
W sprzęcie z wyższej półki dokładne potencjometry to standard. Tu nie ma się nawet nad czym rozpisywać – wszystkie testy dały rezultat bardzo dobry – potencjometry działały dobrze.
Ale nawet najbardziej precyzyjne potencjometry nie pomogą, jeśli ruch, który wykonuje sterami ma niewielki zakres. Jak dokładnie umiesz ustawić pedały? Z dokładnością do pół centymetra? Do ćwierci centymetra? Większość z nas mieści się gdzieś w tym przedziale. Jeśli mam w pedałach i przepustnicy 15 centymetrów, to z mojej rozdzielczości „ćwierć centymetra” robi się 60 pozycji. Z tym się da pracować. Przy 180 stopniach obrotu dokładność do 5 stopni daje 36 pozycji. Tu też są możliwości. A teraz pomyślcie o wolancie, który obraca się o 90 stopni – nagle połowa możliwości ubywa.
Wreszcie force feedback, a konkretnie – precyzyjne sterowanie oporem. Normalne wolanty, joysticki i pedały wykorzystują sprężyny. I zwykle już mały ruch wymaga osiągnięcia jakiejś siły, która spowoduje ten ruch (MFG Crosswinds są tu wyjątkiem – ruszają się niemal od zera, ale już TM T.Flight Rudder Pedals wymaga sporej siły dla zmiany położenia z pozycji środkowej), a potem potrzebna siła się zmienia. W zależności od klasy sprzętu – zmiana siły w miarę wychylania sterów rośnie liniowo (choć może to być krzywa) lub skokowo (pisałem o tym w recenzji Crosswindów, w kontekście pedałów Thrustmastera).
Tutaj jest inaczej. Opór jest dopasowywany do warunków lotu i w zależności od nich – również do wychylenia sterów. Na podejściu całkiem spore ruchy nie powodują większego oporu – mogę bez trudu wykonywać korekty. Przy większej prędkości – opór rośnie. Ale też reakcje są bardziej gwałtowne. Większy (i dobrze dopasowany) opór daje mi lepszą informację zwrotną i lepszą kontrolę nad samolotem.
Efekt – latałem dużo dokładniej niż z moim standardowym sprzętem.
Crosswind – wychylone lotki
Wiecie, że podczas startów i lądowań z wiatrem bocznym należy wychylić lotki w stronę wiatru? Na pewno wiecie. I pewnie, podobnie jak ja, robicie to rzadko (może tylko wtedy, kiedy wieje bardzo mocno), bo siłowanie się ze sprężyną wolantu czy (nawet bardziej) joysticka podczas dobiegu jest wyjątkowo uciążliwe. Mój TM Warthog wymaga sporej siły przy pełnym wychyleniu. A to absorbuje.
Z wolantem, który ma force feedback nie ma tego problemu. W zatrzymanym samolocie możemy wychylić lotki bez żadnego wysiłku. I wolant nie będzie próbował się prostować. A podczas rozbiegu? Zastanawiacie się czasami jak szybko należy prostować wolant przy starcie i jak szybko ustawić go w maksymalne wychylenie po lądowaniu z wiatrem bocznym? Z odpowiednim force feedback nie trzeba się zastanawiać, bo odpowiednie siły się pojawią. To, czy stery pracują czuję!
Montaż
Początkowo miałem kłopot testując ten sprzęt – przy takich siłach przytwierdzenie do stołu i podłogi jest konieczne – inaczej wolant i pedały zaczną żyć własnym życiem.
Z wolantem miałem również ten sam kłopot, który mam ze wszystkimi urządzeniami tego typu – latając na symulatorze korzystam z klawiatury, a ona z wolantem jest w kolizji.
Wybrnąłem tymczasowo układając klawiaturę na podwyższeniu nad wolantem. Wysoko, ale znośnie (do latania – listów tak nie pisałem). Sam wolant, choć nie ma takiej opcji domyślnie, dał się złapać dwoma ściskami stolarskimi. Przy podłożonej gumie uniknąłem nawet śladów na stole, a mocowanie było stabilne (skręciłem najmocniej jak umiałem).
Pedały wystarczyło przymocować do drewnianej płyty, pod którą wylądowała gumowa podkładka. Oparte o ścianę i korzystające z dodatkowego oporu gumy stały w miejscu. Gdybym planował korzystanie z nich stale – płytę przymocowałbym do ściany lub do nóg stołu.
To oczywiście stanowisko testowe. Właścicielowi takiego sprzętu sugerowałbym trochę bardziej zaawansowane rozwiązanie – jakiś dwupoziomowy stół, umieszczony nieco niżej niż normalny (wolant na stole jest moim zdaniem odrobinę za wysoko, montaż od spodu normalnego stołu daje pozycję ciut za niską – złoty środek wydaje się być gdzieś pomiędzy – trzeba tylko dopasować pozycję wolantu do nóg – tak żeby obrócony nie haczył o uda).
Pedały można montować w stanowisku stałym wg opisu wyżej. Oba urządzenia montowane są „w dół” (łapki wystają z podstawy), co wymusza opisaną płytę.
Po zamontowaniu trzeba jeszcze znaleźć miejsce na kable. USB do komputera, sieciowy łączący oba urządzenia, kable zasilające (wolant ma szczytowy pobór mocy 400 W, pedały 100 W). A potem można instalować.
Instalacja
Od momentu kiedy pobrałem oprogramowanie instalacja zajęła mi 5-6 godzin w trzech podejściach. Dokumentacja jest moim zdaniem nieprecyzyjna, oprogramowanie nieintuicyjne, a może nawet niekompletne (nie znalazłem opcji resetowania ustawień – ponowna próba instalacji wymagała odinstalowania oprogramowania i ponownej instalacji), nie jest jasne czy podłączać oba urządzenia przez USB, czy jedno przez USB, a między nimi kablem sieciowym (ta opcja wygrała). Kłopotliwa była konfiguracja przycisków – dokumentacja rozminęła się z moim doświadczeniem zupełnie.
Ja rozumiem, że to nie jest joystick sprzedawany 14 latkowi w supermarkecie elektronicznym. Rozumiem, że zaawansowany sprzęt nie zawsze może być plug-and-play. I akceptuję to. Tak, jak zaakceptowałem dodatkowy konfigurator dla MFG Crosswind, tak jak akceptuję oprogramowanie Thrustmastera. Ale tamto oprogramowanie działa zgodnie z opisem, który 14 latem może zrealizować. Tutaj… wydaje mi się, że developerzy założyli zaangażowanie do instalacji fachowców, którzy będą składali cały symulator. I może założyli, że jak się płaci te trzy tysiące euro za sprzęt to dodatkowe kilkaset dla fachowca, który to podłączy, to już nie wydatek.
Ja na to patrzę z perspektywy UX Designera – pierwsze interakcje ze sprzętem to początek naszych doświadczeń. I, jakie dobre nie były moje późniejsze doświadczenia, w tym wypadku pierwsze wrażenie było między złym a fatalnym.
Sprzęt dostajemy bardzo przeciętnie zapakowany – karton, kawałek styropianu (czy innego, podobnego tworzywa), który trzyma wszystko w miejscu i z dala od ścianek pudła), pudełka z wrzuconymi kablami, broszurką informacyjną i bardzo oszczędną instrukcją. Nie oczekuję tu żadnych plastików, wytłoczek czy innego badziewia, które zaraz wyrzucę. Oczekuję raczej ikeowej sprawności i sympatycznego podejścia do klienta. Oczekuję instrukcji, która wyraźnie opisze co zrobić. Oczekuję wyjaśnienia co i gdzie znajdę. Oczekuję wyjaśnienia jak połączyć dwa urządzenia i kiedy stosować jakie połączenie. Błyszczący papier broszurek reklamowych mocno kontrastuje z całą resztą. Pewnie o tym wszystkim bym zapomniał, gdyby nie to, że po rozpakowaniu było tylko gorzej.
Ok – to gdzie podłączyć kable, w jakiej kolejności… nie wiedziałem. Nie zadziałało. Odinstalowałem oprogramowanie, zainstalowałem ponownie – znów… powtórka.
W końcu się udało. Ale „udało” to nie jest wrażenie, które lubię w kontakcie z komputerami. Tu nie ma miejsca na „udało”. Szczególnie nie ma miejsca na „udało”, kiedy mowa o sprzęcie za 3000+ Euro.
Konfiguracja
A konfigurator to jakby inny dział firmy, inni ludzie, inna filozofia. Loguję się, dostaję listę profili samolotów, które mogę pobrać, klikam i… działa.
Kompatybilność
Sprzęt jest kompatybilny z Prepar3d i z X-Plane.
Niestety sprzęt nie obsługuje (w sensie – force feedback nie obsługuje) Digital Combat Simulatora i innych symulatorów bojowych. A to szczególnie smutne w kontekście szerszej oferty firmy Brunner.
Akurat w momencie pisania tego tekstu wydana została nowa wersja oprogramowania, która testowo obsługuje Digital Combat Simulator. Nie miałem okazji testować tego rozwiązania w DCS.
Co jeszcze fajnego mają?
Joystick force feedback lub podstawka dla Warthoga
Wykorzystując tę samą logikę firma oferuje również joystick wzorowany na drążkach z Airbusa. Tych, którzy wolą bardziej zaawansowane (bogate w przyciski) kontrolery (np. Warthog) ucieszy fakt, że sprzęt jest oferowany jako komplet lub sama podstawka, z którą kompatybilne są drążki Thrustmaster Warthog i VPC Mongoos T-50. Dzięki temu mógłbym cieszyć się ulubionym kontrolerem z force feedback.
Siłownik daje moment 4,2 Nm, a sam drążek wychyla się o nieco ponad 20 stopni, czyli tak jak Warthog i tak jak drążek w A-10. W przypadku używania drążka z Airbusa wychylenie jest ograniczone do 16 stopni (jak w Airbusach).
CLS-E Joystick sprzedawany jest w trzech odmianach:
- z drążkiem wzorowanym na airbusie
- z drążkiem „jet” – wzorowanym na prostszych drążkach odrzutowców bojowych
- sama podstawa – pozwalająca na montaż Warthoga lub Mongoos T-50
Inne produkty
- replika Garmina G1000
- platformy lub całe zestawy motion
- dźwignie cyclic i collective dla symulatorów helikopterów
- pedały dla helikopterów
- joysticki, wolanty i pedały force feedback serii P (dużo większe siły)
Wymienione towary są bezcenne. A ciekawe, ile takie przyjemności kosztują.
Podsumowanie
Najtrudniej było mi zakończyć testy. Do Thrustmastera Warthoga i pedałów MFG Crosswind wróciłem z pewnym żalem. Choć są to doskonałe urządzenia – nie symulują sił, które powinny występować na sterach. A bez tych sił realizm spada. O tym jak bardzo – przekonałem się dopiero podczas testów pedałów i wolantu Brunner.